środa, 3 grudnia 2014

Po wyborach, czyli kolejne lata w plecy



Mamy za sobą zakończone głosowania w wyborach samorządowych. Wyborach, które, nie ma co ukrywać, wzbudziły ogromny niesmak w wielu środowiskach, a ich wynik nie koresponduje z oczekiwaniami społecznymi, bo nie gwarantuje przejrzystości w gospodarowaniu wspólnym dobrem i podejmowania rzeczywistych, nie pozorowanych, działań, które mają na celu zwiększenie liczby miejsc pracy.

W naszej gminie obowiązywać będzie polityka kontynuacji. W dalszym ciągu nie będzie się szanować obywateli i ich własności (stawianie wiatraków za płotem ich nieruchomości), nie będzie się dostrzegać ich potrzeb (nie będzie budownictwa socjalnego, a tylko stygmatyzująca jadłodajnia dla biednych), nie będzie też pielęgnowana oddolna aktywność ludzi, a jedynie, jak dotychczas działalność koncesjonowana, w zakresie wygodnym dla władzy.
Wygrali ludzie, których szczytem kreatywności jest budowa orlików i wylewanie asfaltu, czyli to, na co niemalże dofinansowanie wpycha się na siłę, bo to bezpieczne dla urzędników wyższego szczebla inwestycje, a na coś muszą wydać dotacje unijne.
Taką przyszłość wybrali grodkowianie. Oczywiście zdecydowana większość od razu obruszy się, że oni na Antoniewicza i jego sojuszników nie głosowali. Niestety, nie glosowali w ogóle.
Tymczasem te wybory można było wygrać. W tym roku zwarty, wyjątkowo silnie mobilizowany elektorat Antoniewicza to zaledwie ok 20 procent elektoratu w ogóle. Jeśliby więc do urn w II turze poszło 42 procent wyborców i 22 procent zgodnie zagłosowało za zmianami, 1 grudnia nie byłoby społecznego kaca.
Dlaczego ludzie zostali w domach, choć zdecydowana większość grodkowian chce zmian, zostali w domu wbrew własnemu interesowi?
To zapewniła świetna kampania negatywna władzy, która zniszczyła wizerunkowo kontrkandydata. Miałem okazję, jako mąż zaufania obserwować wyborców. Starsi ludzie masowo głosujący na obecnego burmistrza najwyraźniej mieli poczucie misji, że ratują gminę przed podpalaczem, rozbójnikiem, awanturnikiem planującym skok na publiczną kasę.
Kwiatkowski, ojciec czterech córek, prowadzący z żoną małą rodzinną firmę zajmującą się m.in. ozdabianiem kościołów i miejsc kultu religijnego, człowiek aktywnie działający społecznie na rzecz zwykłych ludzi, m.in. takich, na których majątek zrobił właśnie skok układ biznesowo-samorządowy, planując postawienie im pod domami wiatraków, został zaprezentowany zagubionym emerytom, którzy współczesny świat znają tylko z relacji telewizji straszącej maluczkich kibolami, mordercami i zdemoralizowaną młodzieżą, jako, co tu dużo mówić, bandyta.
Działania podjęte przez agentów wpływu władzy były wystarczające, by zdezorientować ludzi na tyle, że na wszelki wypadek nie poszli do urn. A to, że już na drugi dzień żałowali swojej decyzji, to już za późno. Mleko się rozlało, upadek miasta będzie się pogłębiał, młodzi ludzie będą musieli sobie szukać miejsca do życia gdzie indziej.
Na fejsie co rusz pojawiają się komentarze, że opozycja nie potrafi pogodzić się z wyborami. Otóż,. Każdy, komu bliskie są idee społeczeństwa obywatelskiego nie może pogodzić się z wynikiem tych wyborów, bo te wybory są tych idei zaprzeczeniem. To festiwal manipulacji, kłamstw, bezpardonowej presji wywieranej na ludzi, a wkrótce się okaże, czy również jeszcze gorszych praktyk.
Zarzewiem rewolucji arabskiej było wyliczenie francuskiego matematyka, że wybory w Algierii zostały sfałszowane. Bo też wynik wyborów musi nosić jakieś znamiona prawdopodobieństwa, a statystyka to nauka, która dostarcza nam bardzo precyzyjne dane. Każdy może ocenić wyniki np. do rady gminy czy powiatu – można je przeglądnąć choćby na stronach PKW i wyrobić sobie własne zdanie.
Wkrótce przedstawię kolejne refleksje na temat tych wyborów

Bernard Mikuta

3 komentarze:

  1. Panie Bernardzie,
    Dziękuję za ten tekst, bardzo był nam potrzebny, bo połowa miasta obecnie mętlik w głowie. Felieton na medal: inteligenty, doskonale napisany perfekcyją polszczyzną. Mam jednak wątpliwości co do jednej tezy. Uważam, ze Waldemar Kwiatkowski musiał polec w tych wyborach. Tutaj mieszkają potomkowie mieszkańców Lwowa, Kołomyi, Stanisławowa. Tacy ludzie i ich liczni znajomi wysoko stawiają poprzeczkę. Burmistrz to funkcja symboliczna, reprezentacyjna. Żałuje, ze wygrał Antoniewcz. Ale przyznaję, ze o były dziwne wybory. Faworyt mój i moich licznych znajomych odpadł w pierwszej turze. Dziwne.

    OdpowiedzUsuń
  2. Mówią,że Wrocław to też połowa Lwowa,a Kwiatkowski przeprowadził się tu właśnie z Wrocławia chcąc zaznać życia na sielskiej prowincji.Obecna władza Jemu i nam tą prowincję odebrała stawiając dosłownie na głowach kołchoz wiatrakowy bo kilku radnym i ich poplecznikom zamarzyło się bogactwo kosztem ludzi i miasta.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dobrze powiedziane: "Wrocław to połowa Lwowa"

    OdpowiedzUsuń